Kontra do ślepego pędu rozwojowego –

czyli usłysz siebie i obejmij zrozumieniem.

Rozpocznę od mocnej tezy i trochę ich będzie w tym krótkim tekście. W życiu nie chodzi o rozwiązanie problemu – bo problemy ciągle będą się pojawiały. Tu nie chodzi o to, aby cały czas naprawiać, ulepszać siebie – bo nic nie jest zepsute. Gdy słucham, bądź czytam o byciu najlepszą wersją siebie doznaję wewnętrznego bólu i wszystko się we mnie skręca. To podejście promuje niezadowolenie z siebie jakimi jesteśmy, a więc odrzucenie siebie, oderwanie od siebie i budowanie jakiegoś nienaturalnego, idealnego bytu w przyszłości, który nie istnieje. Wszyscy mamy swoje niedoskonałości – taka jest ludzka natura. I właśnie dzięki nim możemy odkryć nasze wewnętrzne skarby. 

Im bardziej naciskamy na idealny obraz siebie tym bardziej się usztywniamy i tracimy kontakt ze sobą. W środku nadal coś puka i mówi: popatrz na mnie, ja też tu jestem, czuję i czasem cierpię. Jednak w dobie Facebook i Instagram, każdy z nas porównuje się do innych i  często wypadając blado myśli – ja też muszę być uśmiechniętą gwiazdą. Jakże nieszczerzy się staliśmy wobec siebie i innych. Jakże odłożyliśmy w zapomnienie ten podstawowy pierwiastek ludzki, który nas łączył i umożliwiał przetrwanie: dostrzeganie siebie nawzajem, prawdziwych naszych potrzeb i wspieranie się wzajemne bez agendy zyskania czegoś w zamian.

W życiu chodzi o to, by słuchać i usłyszeć siebie i innych, prawdziwie. Poznać wszystkie, często sprzeczne i nielogiczne, konkurujące ze sobą części siebie i objąć to wszystko delikatnie. Pozwolić temu być, bez oczekiwania zmiany, ale z ciekawością co to ze sobą niesie i o czym nam mówi. Tu chodzi nie o uzdrowienie siebie, ale o zobaczenie siebie w pełni i bycie ze sobą w pełni. Przyjrzenie się każdej naszej masce i zgłębienie jak powstała i czemu ona służy. Po co ją zakładamy? Co ona chroni? Nie musimy nic z tym robić, nic odrzucać. Wszystkiemu dajemy miejsce do istnienia tak długo jak jest potrzeba. I robimy to z pełnym zrozumieniem, współczuciem i miłością.

Naszym zadaniem nie jest osiąganie jak najszybciej celów, ale bycie ze sobą i towarzyszenie sobie samemu w drodze sukcesów i porażek. Tak jak najlepszy przyjaciel, który w trudnej podróży poprzez górskie szczyty mówi: „Jestem z tobą. Wiem, że robisz co tylko możesz. Jesteś bezpieczny.” Ważne jest to jak idziemy, a nie dokąd doszliśmy.  A im bardziej będziemy szli z miłością i zrozumieniem, tym bardziej wartościowe miejsca dla nas odnajdziemy, które są zgodne z tym kim jesteśmy naprawdę. I im bliżej będziemy siebie i naszych wartości tym rzadziej będziemy zmagać się z podejmowaniem decyzji bądź rozwiązywaniem problemów, bo nasze klarowne widzenie tego co jest słuszne i dobre będzie naszym jasnym drogowskazem.

Maitri

Ty już też?